niedziela, 26 lipca 2015

Zaczynamy! Ostatni film, jaki oglądałam - "Emma"

Zaczynamy z opóźnieniem, ale zaczynamy. Opóźnienie nie z mojej winy, a przeklętego dostawcy internetu, którego przegoniła burza. Właściwie to spalił mi się router. Nie, nie stanął w płomieniach.

A więc Za mną czytelniku!, cytując mistrza Bułhakowa. Ostatni film, jaki zdarzyło mi się oglądać, to Emma na podstawie powieści Jane Austen. Produkcja, lat 19, w reżyserii Diarmuida Lawrence'a, produkcji BBC, z Kate Beckinsale w roli głównej - tytułowej.

http://s.cdon.com/media-dynamic/images/product/001/238/1238215.jpg


Nie wiem, jak to właściwie możliwe, ale Brytyjczycy, kiedy kręcą któryś ze swoich heritage films czynią pewne, im jeno znane, uroki, tańczą nad ogniskiem, a z płomieni wyłaniają się ich tajemnicze potwory. A zwą te potwory KONSULTANTAMI. Tak, drodzy państwo, BBC nie wymyśla sobie strojów, nie uzurpuje prawa do pisania historii na nowo, odtwarza zwyczaje i jakieś 99% widzów wcale a wcale nie uważa ich filmów za nudne. Jakże to możliwe, skoro na naszym rodzimym podwórku
a) o tak zwanych zwyczajach, obyczajach i konwenansach nikt niczego nie wie,
b) a nawet jeśli wie, to i tak ma je w nosie, albowiem pełnią one li i wyłącznie funkcje ozdobnika.

A czy nie powinny? Reżyser ma wszak licentia poetica, nie musi "uprawdopodabniać" swojego dzieła, jeśli mu to nie na rękę. Fani Jane Austen nie powinni się burzyć, jeżeli zmienia coś w powieści, ma wszak prawo.
Otóż tak, ma prawo. Ma święte prawo, które jest ograniczone li dwoma słowami: pomysł i konwencja. Jeżeli twórca filmu (nie zawsze jest to reżyser, w przypadku BBC mamy przykład wymuszania pewnej linii interpretacyjnej przez wytwórnię, podobny przypadek to choćby Val Lewton, który był pomysłodawcą lwiej części wyprodukowanych przez siebie filmów, takich jak Wędrowałam z zombie czy Ludzie-Koty). Ogólnie, jeżeli jego pomysł zasadza się na tym, że "moja wyobraźnia jest nieograniczona, mogę wszystko, a to jak się wtedy żyło nie jest istotne - to wcielenie tego pomysłu w życie będzie miało raczej mierny skutek. Istnieje subtelna różnica pomiędzy tumiwisizmem a własną interpretacją. Jeżeli zaś pokaże swoje spojrzenie na pierwowzór - najczęściej książkowy - odczyta go w nowatorski sposób - to prosim, prosim uprzejmie, zmieniaj pan, co tylko chcesz.

Koniec dygresji. Teraz o filmie.
Z produkcjami BBC mam ten problem, że są to wszystko bardzo poprawne filmy, które uwielbiam oglądać, świetnie się przy tym bawię, a kiedy ktoś pyta mnie o ulubione dzieło, to nigdy o nich nie pamiętam. Może z wyjątkiem Dumy i uprzedzenia, którą ubóstwiam i uważam za absolutnie genialną ekranizację.

https://petticoatjunction.files.wordpress.com/2010/01/emma-bbc-1996.jpg


Nie da się Emmie nic zarzucić. Obsada jest rewelacyjna - Kate Beckinsale, szkoda że szerszej publiczności znana głównie z Underworld, kapitalnie wciela się w rolę rozkapryszonej młodej dziewczyny, uważającej się za dojrzałą, uwielbianą przez środowisko, ale jednocześnie życzliwej ludziom i bardzo sympatycznej. W swojej roli jest po prostu urocza; młoda kobieta, która pragnie być traktowana jak dorosła, ale wszyscy wokół widzą w niej dziewczynkę. Za wszelką cenę pragnie swatać wszystkich dokoła, nie dostrzegając szczerych uczuć. Zaślepiona w swojej dobrej wierze, nie ma zamiaru nikogo słuchać ani na nikim się wzorować. Partnerujący jej Mark Strong całkiem nieźle odnajduje się w roli galanta z końca wieku XVIII. Opanowany, powściągliwy, czuwa nad główną bohaterką, szanując ją, ale zdając sobie sprawę z jej lekkomyślności. Upomina ją, ale zależy mu na jej przyjaźni, nie chce jej stracić. Samanthę Morton (filmową Harriet Smith) uwielbiam, to jedna z moich ulubionych aktorek, Delikatna, subtelna przyjaciółka Emmy, nieśmiała, trochę niezdarna, ale pełna wdzięku.
Muzyka pasuje, zdjęcia śliczne, montaż absolutnie poprawny. Flagowy heritage film. Więc czego tu brakuje? W zasadzie... filmu. Bo moim zdaniem - film to jednak coś więcej niż ruchome ilustracje. To odrębne dzieło sztuki, nie służy powieści, może ją uzupełniać, może z nią polemizować, ale jej, na litość borską, nie służy. Między produkcją, gdzie książka zainspirowała twórcę, a produkcją, gdzie twórca wiernie przekopiował każdy kadr - jest spora różnica. Mniej więcej taka, jak między filmem poprawnym, a filmem dobrym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz