Są ludzie, którzy zarzucają Suspirii brak logiki, to że scenariusz do najmądrzejszych nie należy, a fabuła jest, nazwijmy to, mocno umowna, ale zdecydowanie nikt nie może powiedzieć o tym filmie, żeby był formalnie niedopracowany. Zresztą i zarzuty co do fabuły są zbyt pochopne - Argento nie celuje w skomplikowanych zwrotach akcji czy zbiegach okoliczności. Fabuła Suspirii jest raczej pretekstem do wprowadzenia określonego klimatu, podobną funkcję pełnią również dialogi. Jeżeli zaczniemy słuchać ich uważnie, prędko przekonamy się, że praktycznie żaden z nich nie spełnia swojej standardowej funkcji - Argento nie chce, żeby jego bohaterowie się ze sobą komunikowali. Przekaz zostaje zaburzony. Postacie często mówią przez siebie, rzucają konwencjonalne, nikomu niepotrzebne uwagi, oderwane kwestie, które nie wymagają odpowiedzi albo określają stan, w którym aktualnie się znajdują (jestem zmęczona, jestem senna). W istocie te dialogi nie grają swojej zwyczajowej roli, a jej kompletne przeciwieństwo - są wskazówką, jak mamy film odbierać, wprowadzeniem w atmosferę filmu. Każdy bohater jest - bo być musi - samodzielny, każdy działa samotnie, wszelka komunikacja jest niemożliwa. Zło przenika szkołę tańca, odseparowuje jej uczniów, skutecznie zapobiega zawarciu głębszych więzi.
http://www.samefacts.com/wp-content/uploads/2014/10/suspiria-Technicolor.jpg |
http://whiggles.landofwhimsy.com/hdcaptures/suspiria7.jpg |
https://encrypted-tbn1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQ3CEmcC_ZNv85vAvZ4Z_77JbhxwCCe7g9TU1D0tNY333bLNDQW |
A później zobaczyłam Upiora w operze.
http://www.socialistas.gr/wp-content/uploads/2013/11/fantasma8.jpg |
Historia wszystkim niemal znana, analizowana, przerabiana, wyprana, wyżęta, wysuszona i przefarbowana na setki możliwych sposobów. Oglądając tę produkcję, miałam nieodparte wrażenie, że Argento tak bardzo chciał dodać coś od siebie, że nie zapomniał, co to właściwie było. Jest więc Upiór, który wychował się ze szczurami. OK, to w końcu Dario, nie musimy pytać jak go te szczury socjalizowały, chodzi o swojego rodzaju charakterystykę bohatera. Upiór nie nosi maski, wręcz przeciwnie - jest quasi-wampirycznym blondynem (trochę w stylu Jamesa ze Zmierzchu), z gatunku "psychopata wypisany na twarzy". Jego luba Christine, zagrana przez córkę reżysera, Asię, jest niezwykłym operowym talentem, chyba samym z siebie, bo w tej wersji Upiór bynajmniej jej nie uczy. Przewyższa talentem dotychczasową divę, Carlottę i generalnie jest obiektem wszelkich westchnień (barona Raoula de Chagny, pokojówki, publiczności i Upiora, oczywiście).
https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9Gc TtMx9pkLSmAJ12qNDE5kPprYNwYrK7duO8rUl-MpJIJZGDvpwN8w |
Zasadniczo ten film to misz-masz. O ile w Suspirii historia była tak konwencjonalna, że trudno się było doszukiwać jakichś głębszych motywacji psychologicznych, o tyle w Upiorze o to nietrudno, bo to opowieść dość gorzka i, wbrew pozorom, nie całkiem oczywista. Mamy więc konflikt interesów - z jednej strony dążenie Argento do maksymalnego ekspresjonizmu, a z drugiej próbę wsadzenia w to wszystko jakiejś, nazwijmy to, głębi psychologicznej. Skutkuje to najczęściej wygłaszaniem drętwych, napuszonych kwestii o niczym, które ni w ząb nie pasują do filmu.
Problem z Upiorem jest taki, że zawsze trzeba się liczyć z milionem interpretacji. Są tacy, co myślą, że Christine kocha Upiora, są tacy, którym się wydaje, że go nienawidzi, niektórzy sądzą, że tylko szanuje i tak dalej. A Argento ewidentnie starał się dogodzić im wszystkim. Upiór nie jest więc nawet zbyt brzydki (żeby się spodobał), ma co prawda niezdrową fiksację na punkcie szczurów, którym okazuje czułość w sposób, ekhm, zgoła niedwuznaczny, ale w sumie krzywdzi i zabija jeno pretendentów do Nagrody Darwina. Jest dość brutalny (delikatnie rzecz ujmując) w stosunku do Christine, niewątpliwie ma na jej punkcie obsesję. Jej zachowania są znacznie bardziej płytkie...
Dobra, przemyśliwałam ich zachowania dwa dni. Bez skutku. Po prostu mi się nie chce. O ile treść tego filmu jest do zniesienia, o tyle jego forma skutecznie odstręcza od wszelakiego rodzaju wzruszeń względnie głębszych refleksji. To zwyczajnie paskudna produkcja, bez wdzięku i dobrego smaku, której nie ratuje nawet przyzwoita muzyka Ennio Morricone. Plastyczną wyobraźnię reżysera zastąpiło masochistyczne taplanie się w brudzie, smrodzie i scenach taniego gore. Ucinanie języka, przyduszanie, drapanie - to jakieś 50% filmu. 30% to nadęte dialogi jak z Harlequina, pozostałe 20% to sceny w miarę interesujące.
Generalnie - spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. A przynajmniej mniej odrażającego.